Kibicowski pamiętnik z Budapesztu okiem redaktora Kamila Węgrzyka

Socca

Kibicowski pamiętnik z Budapesztu okiem redaktora Kamila Węgrzyka

23 września 2022, 08:09

Chciałem podzielić się z Wami - czytelnikami odczuciami po moich pierwszych mistrzostwach świata w Socca oraz zdradzić parę pikatnych smaczków od strony kibiców reprezentacji Polski. Myślę, że w tym tekście dałem z siebie wszystko i naprawdę z przyjemnością go przeczytacie.

POCZĄTEK WYJAZDU/ PONIEDZIAŁEK

O tym, że wybieram się do Budapesztu poinformowałem ekipę jakoś miesiąc przed. Znalazłem mega atrakcyjne ceny na Flixbusa i postanowiłem, że do Budapesztu udam się transportem kołowym. Z Katowic to było około 8h jazdy, jak dla mnie do przeżycia bez problemu, większość drogi przespałem. W naszym apartamencie zameldowałem się w poniedziałek 12 września około godziny 14:00. Nie dałem rady wpaść od pierwszego dnia mistrzostw, wiadomo obowiązki zawodowe itp... Po przyjeździe postanowiłem, że odpocznę, rozpakuję się, wezmę prysznic i zaplanuję mniej więcej plan na kolejne dni. Poniedziałek to również dzień w którym Polacy grali swoje pierwsze spotkanie o 21:00, a naszymi rywalami byli Słoweńcy. Przed meczem jedni się delikatnie znieczulili, a pozostali przygotowali się do przedmeczowego studia. Na mecz udajemy się około godziny 18 by zrobić studio przedmeczowe i skomentować spotkanie Grecji z Chorwacją. Dwójka z naszych redaktorów komentowało to spotkanie, a inni podziwiali stadion, ja osobiście spróbowałem langosza, które mega mi zasmakował i w czasie tego wyjazdu zjadłem jeszcze 4 razy. Nadszedł czas na spotkanie gospodarzy tego turnieju z Bułgarami. Widzieliśmy jak za jedną z bramek ustawia się młyn miejscowych i ja, Kacper oraz Mateusz postanawiamy dołączyć do nich intonując "Ria, Ria Hungaria" - okrzyk ten przyjął się bardzo dobrze i zaczynamy umacniać naszą przyjaźń i uczyć węgierskiej młodzieży "Dwa bratanki, dwa bratanki - Polak Węgier dwa bratanki". W przerwie tego spotkania dochodzą do nas dziewczyny i rozdają ulotki zapraszające na spotkanie Polska - Słowenia, które odbywało się zaraz po ich spotkaniu. Niestety na naszym meczu zostało około 4 miejscowych kibiców, reszta udała się do domów, gdyż rano musieli iść do szkoły. Poznaliśmy Kevina - 17 letniego kibica Ferenecvarosu, który został z nami na cały turniej i został naszym bębniarzem - wielkie dzięki. Wracamy na trybunę główną, rozwieszamy flagi, szykujemy się do spotkania, a następnie z dumą śpiewamy "Mazurka Dąbrowskiego". Brak na meczu głównego "młynowego", każdy po kolei próbowała coś krzyczeć i mimo około 25 osobowej grupy na trybunach widać było, że to spotkanie to nasza rozgrzewka. Mecz, którego obawialiśmy się najbardziej zakończył się naszą wygraną 2:0, po meczu dziękujemy piłkarzom, śpiewamy "KTO WYGRAŁ MECZ" i udajemy się do apartamentu w bardzo dobrych nastrojach. Każdy spożył swój ulubiony trunek i w końcu czas na sen, bo wtorek to kolejny intensywny dzień na tym wyjeździe. Na stadion podróżowaliśmy zawsze tramwajem 28/28A - dziękujemy i przepraszamy za naszą radość, którą słyszeli pozostali pasażerowie gdy wracaliśmy po spotkaniach reprezentacji Polski.

WTOREK

Zaczynam swój drugi dzień mistrzostw, noc była krótka ale słynne hasło „NIE MA SPANIA NA WYJAZDACH” towarzyszyło mi przez cały wyjazd. Szybka wycieczka do Aldi po śniadanko i udaję się z Dawidem Szelugą na stadion i mam przyjemność skomentować z nim spotkanie Kazachstanu z Włochami. Pierwsze stresy za mną, Kazachowie udawadniają, że nie są przypadkową ekipą i przyjechali walczyć o najwyższe cele. Po meczu zgadujemy się z częścią ekipy na to by spróbować lokalnych przysmaków – leczo i gulasz. Po części nam się to udaję, ale ja osobiście nie jestem do końca zadowolony. W między czasami Przemek proponuje wspólny rejs w środę wieczorem po Dunaju. Po spacerze po mieście i wspólny posiłku udajemy się do apartamentu by odpocząć i nabrać siły przed wieczornym spotkaniem z Maroko. Kolejny raz ubieramy barwy, spotkanie rozgrywane jeszcze ciepły dzień także koszulki wystarczyły. Zajmujemy miejsce na sektorze, wieszamy flagi i ruszamy z dopingiem. Spodziewaliśmy się dużej ilości bramek, bo doskonale wiedzieliśmy jak radzi sobie nasz rywal. Moim zdaniem doping trochę lepszy niż w spotkaniu ze Słowenią, wynik 6:0, masa radości i wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że czas znowu świętować mimo tego, że rano czekał nas mecz z Kostaryką. W tramwaju powrotnym spotykamy obywatela Azji i uczymy go swoich piosenek, bardzo miłe spotkanie. Dosyć niespodziewanie ze Śląska docierają do nas Sebastian i Marcin i zajmują miejsca na materacu w pokoju i już wiemy, że wieczory będą jeszcze lepsze. Po meczu korzystając z ładnej pogody udajemy się do parku koło naszego apartamentu by zachować spokój i ciszę nocną, która już wcześniej została przez nas nieuszanowana i właścicielka nas o tym informuję. Szkoda, że nie rozumiała angielskiego i kontakt z nią był bardzo utrudniony. Koło godziny 2 w nocy udajemy się do pokojów by wyspać się przed kolejnym spotkanie reprezentacji Polski.

Szczerze to każdy z nas spodziewał się większego pogromu ze strony naszej reprezentacji, ale to kompletnie nic nie zmienia…

ŚRODA

Nie ukrywam środowy poranek był ciężki, chyba najcięższy z całego wyjazdu, żubrówka wypita z Muranem w parku daje się we znaki. Biorę się jednak w garść, szybki prysznic, zbiórka całej ekipy i kolejna podróż tramwajem numer 28. Pogoda moim zdaniem jeszcze lepsza niż wczoraj, opalamy się na trybunach i lecimy z dopingiem by pomóc naszej reprezentacji w odniesieniu 3 zwycięstwa w tych mistrzostwach świata. Doping na dobrym poziomie biorąc pod uwagę godzinę rozgrywania meczu. Polacy w końcu grają świetne spotkanie, w mega pewnym stylu pokonują ekipę Kostaryki aż 8:0. Hattrickiem popisał się Patryk Dudziński – wielkie gratulacje. Dla mnie środa to kolejna szansa na skomentowanie spotkania w tak prestiżowej imprezie. Tym razem z Dominikiem Rekiem miałem przyjemność skomentować spotkanie Litwa – Słowenia. Pierwsza połowa była fatalna, ale w drugiej było już bardzo dużo emocji i mecz zakończył się wynikiem 4:1 dla Słoweńców. Po sportowych emocjach przyszedł czas na relaks. Chwila odpoczynku w hotelu, czas na obiad i o godzinie 17 ubieramy się „odświętnie” i udajemy się na miasto. Docieramy do mostu Małgorzaty i postanawiamy zrobić studio w pięknej scenerii. Pierwszy raz miałem przyjemność w nim wystąpić, dziękuję bardzo chłopaki ! Podsumowanie pierwszej części turnieju, pytania od publiczności, kończymy studio, a na dworze robi się coraz ciemniej. Czas na moment kulminacyjny dzisiejszego dnia czyli nocny rejs po Dunaju. Stawiamy się w 18 osobowej ekipie w tym Michał Papierz i fotograf reprezentacji – Dominik Modrzyk. Budapeszt nocą jest naprawdę piękny, godzinka rejsu mija bardzo szybko. Podczas naszej podróży po rzece, która dzieliła kiedyś miasto na Buda i Peszt miało miejsce bardzo miłe i ważne wydarzenie. Mateusz Mikołajczyk postanawił się oświadczyć, a Wiktoria Rolnik bez zastanowienia przyjmuję te zaręczyny – wielkie gratulacje dla Was. Kolejny powód do świętowania i już wiemy, że dzisiejsza noc znowu będzie niespokojna. Spotykamy się w apartamencie i tej nocy postanawia dołączyć do nas na parę minut Adrian Skorb, który podczas wieczornego spaceru znalazł się koło naszego miejsca zamieszkania. Rozdaję autografy, mówi nam o tym jak jego dotychczasowe odczucia i wraca do hotelu by przygotować się do następnych spotkań. Gdy zawodnik reprezentacji Polski wrócił do swojego hotelu, nasza ekipa postanawia iść spać i odpocząć po całym dniu wrażeń.

CZWARTEK

Mecz czekał nas dopiero wieczorem więc dla mnie to był dzień zwiedzania. Około 10 rano opuściłem apartament i wybrałem się w długi spacer do Central Hall Market by kupić paprykę i magnesy, około 3 km spaceru, pauza w McDonaldzie i 11:30 jestem na miejscu. Przepiękny budynek, mnóstwo ludzi z całego świata. Zakupy udane i udaję się na drugą stronę Dunaju w okolicu Wzgórza Gellerta. Nie wchodziłem jednak do góry i udałem się w dalszy spacer, mijam termy i nagle dostaję wiadomośc od Przemka „gdzie jesteś”, okazało się, że on jest przy kolejnym miejscu mojej wycieczki czyli Zamku Królewskim. Udałem się więc w jego stronę, kupiliśmy po piwku i zabytkową kolejką udajemy się w górę. Wspólny spacer, rozmowa na wiele ciekawych tematów i docieramy do Baszty Rybackiej – robi mega wrażenie, przez chwilę poczułem się jak w bajce. Dalszy spacer, kilka fotek i postanawiamy, że kolejną część naszej wycieczki spędzimy na rowerach – mega fajna sprawa. Trochę sportu i zwiedzania w poszukiwaniu pirotechniki jednak nici z tego, nie jesteśmy dobrzy w szukaniu haha. Powrót do apartamentów i udaję się na obiad wraz z Dawidem Maraskiem do poleconej Rakoczi Restaurant. Po zjedzeniu steka z jajkiem, dowiadujemy się, że z powodu mega oberwania chmury dzisiejsze spotkanie zostaję odwołane i nie pozostaję nam nic innego jak wstąpić do monopolowego i spędzić wieczór z ekipą przy winku. Mimo wszystko czas na dobrą informację – Marcin i Sebastian załatwili race i świece dymne. Zacieramy ręce bo już wiemy, że nasze zdjęcia z tego spotkania obiegną cały internet. Nadchodzi wieczór, ponownie każdy kupuje swój ulubiony alkohol i siadamy tym razem wszyscy wspólnie, drzwi otwarte i godzina 20:20 dostajemy ostrzeżenie by być ciszej. Trochę nas to zdziwiło bo jak wiemy cisza nocna obowiązuję od godziny 22. Zamykamy jednak drzwi i kontynuujemy imprezę, która trwa do wczesnych godzin porannych…

PIĄTEK

Bardzo ważny dzień dla naszej reprezentacji, bo dobrze wiemy, że rozegramy tego dnia dwa spotkania – ostatnie grupowe z Litwą i 1/8 finału z Anglią lub Ukrainą. Po wczorajszych harcach trzeba było dzisiaj wcześnie wstać i nie wszyscy jednak docierają na to poranne spotkanie z Litwą. Kolejne pewne zwycięstwo w wykonaniu Polaków jednak tracimy pierwszą bramkę w tym turnieju. Nie jest to powód do niepokoju, Litwini na tym turnieju pokazali, że mimo wszystko wiedzą jak się w „socce” gra. Pierwsza połowa tego spotkania to majstersztyk w wykonaniu naszej kadry. Paru kibiców stawiało w tym spotkaniu na over 5,5 gola – ale bukmacherka to tylko hazard i z uśmiechami na twarzy postanawiamy zostać na spotkaniu Anglii z Ukrainą. Wynik bardzo nas zdziwił, wygrana naszych wschodnich sąsiadów aż 7:1. Po meczu jednak eksperci wytłumaczyli nam, że ani Anglicy nie są tacy słabi, ani Ukraincy tacy mocni. Opuszczamy stadion i łapiemy chwilę dla siebie przed wieczornymi emocjami. Ja postanowiłem wykorzystać ostatnie momenty dobrej pogody bo weekend według prognozy szykował się zimny i wietrzny i kolejny raz korzystam z miejskich rowerów. Tym razem wycieczka ma charakter sportowy i udaję się do sklepu Ferencvarosu po gadżety – smyczka, długopis oraz zapalniczka. Kolejnym celem mojej podróży była Puskas Arena – stadion, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Po kilometrach przebytych na rowerze miałem ochotę zjeść porządny obiad. Wybór padł na Wanted Pub Restaurant – świetna knajpa w mega klimacie. Zjadłem zupę z fasoli i boczku oraz mega burgera, zapiłem dobrym piwem i w podróż powrotną do apartamentu wybrałem się hulajnogą. Budapeszt jak przystało na stolicę jest bardzo dobrze rozwinięty pod względem komunikacji miejskiej. Gdy wróciłem do hotelu odpalam piwko i przygotowuję się do wieczornego spotkania z Anglią. Atrakcyjny rywal oraz godzina spotkania powoduję to, że w naszych szeregach następuję mobilizacja oraz chęć odpalenia wcześniej zakupionej pirotechniki. Na stadion ruszamy odpowiednio wcześniej by przeprowadzić przedmeczowe studio i obejrzeć spotkanie Ukrainy ze Słowenią. Wszystko przebiega po naszej myśli, rozwieszamy flagi jak przed każdym spotkaniem i przygotowujemy się do dopingu, który w tym spotkaniu prowadził duet Węgrzyk & Kaczmarek i moim zdaniem było to nasze najgłośniejsze spotkanie. Dwie bramki Dregiera, dwie Dębickiego, masa emocji w tym spotkaniu i możemy cieszyć się z awansu do ćwierćfinału. Co do pirotechniki to w drugiej połowie odpalamy dwie race czerwone, dwie białe oraz świece dymne. Po chwili odpalonych rac na stadion wchodzi ochrona, która wyrywa mi race z ręki.  Byłem w tej sytuacji mądrzejszy nie chciałem by ochroniarz poparzył resztę osób na sektorze przez swoje bardzo nieodpowiedzialne zachowanie. Mecz o którym wiele mówiło się przez media ze świata socci. Jesteśmy z tego spotkania bardzo dumni i już wtedy wiemy, że to nie ostatni nasz pirotechniczny akcent na tym turnieju. Następnie spotkanie rozgrywają Węgry z Niemcami więc udajemy się do nich na młyn by ich wesprzeć. Świetne spotkania masa emocji, Węgrzy doprowadzają do wyrównania 2:2 i oglądamy rzuty karne socca. Stety, niestety dalej meldują się Niemcy i gospodarzom zostaję tylko wspieranie naszej reprezentacji.

Po obu spotkaniach w mega nastrojach wsiadamy do tramwaju i udajemy się do apartamentu i robimy największy gnój podczas tych mistrzostw. Wysłana zostaję na nas oficjalna skarga i już wiemy, że kolejny taki wybryk skończy się spaniem w parku.

Cytując klasyka „Było miło, ale się skończyło”

SOBOTA

Po długiej i niegrzecznej nocy postanawiam po prostu trochę odespać bo wiedziałem, że szansę komentarzu dostanie duet Marasek & Węgrzyk. Tym razem szybkie śniadanko w Aldiku i sami z Dawidem udajemy się na stadion, prosimy obsługę o wydrukowanie składów i siadamy na stanowisko komentatorskie. Tym razem czas na 1/8 finału i spotkanie Brazylii z Włochami. Uważam, że nasz duet zadebiutował bardzo dobrze i redaktorzy KaczmaRek & Szeluga powinni z nas być dumni. Po spotkaniu wracamy do apartamentu, udajemy się na obiad, tym razem zjadłem coś na szybko w pobliskim kebabie i rozpoczynamy misję Bułgaria. Próbuję miejscowego wina i na mojej twarzy pojawia się coraz większy uśmiech. Zbieramy się do wyjścia koło 17:30 i całą ekipą wybieramy się na tramwaj, zajmujemy miejsce na można powiedzieć naszym już sektorze i przygotowujemy się do dopingu. Spotkanie komentowali Rek i Kaczmarek więc ja z Dawidem Szelugą próbowałem zapanować nad polskimi kibicami. Najgorsza pogoda, całe spotkanie z nieba pada deszcz, obejmujemy prowadzenie w 6 minucie gry i cały mecz gramy po profesorsku i z wynikiem 1:0 meldujemy się w półfinale i w niedzielę zagramy o medale. Mówiąc szczerze w tym spotkaniu doping stał na naprawdę okej poziomie mimo pogody i małej frekwencji. Po naszym spotkaniu miałem skomentować spotkanie Ukrainy z Niemcami, ale coś się pozmieniało i na murawie pojawili się gracze Kazachstanu i Meksyku. Tego spotkania jednak nie oglądamy i udajemy się do apartamentu. Szybko zmiana garderoby i czas na miasto. Ja jednak przesadziłem z napojami wyskokowymi i dzień kończę już o 21 w łożku…

NIEDZIELA – OSTATNI DZIEŃ TURNIEJU

Niedziela ostatni dzień turnieju.. Ciężko mi jakoś składnie rozpocząć, ale tradycyjnie śniadanie, prysznic i musieliśmy się porządnie ubrać, ponieważ w niedzielę już było bardzo czuć zimowy klimat (zawsze myślałem, że wrzesień jest cieplejszym miesiącem). Półfinał z Kazachstanem przypadł na godzinę 13, dla niektórych to jeszcze rano, ale mimo wszystko pełni wiary wybieramy się naszym ulubionym środkiem transportu na stadion. Zbieramy się w około 25 osób i próbujemy ruszać z dopingiem. Tradycyjne przyśpiewki intonowane przez mnie jak „Polska biało czerwoni” czy „Biało czerwone to barwy niezwyciężone” niosły się po całym stadionie, na którym moim i reszty zdaniem było zdecydowanie za pusto. Przegrywamy 3:0 i wieczorem powalczymy o brązowy medal. Wracając do spotkania to wiedzieliśmy, że będzie strasznie ciężko bo Kazachstan to ekipa z najwyższej światowej półki. Na boisku nie mieliśmy kompletnie żadnych argumentów by w tym spotkaniu w jakikolwiek sposób zagrozić Kazachom – no nic mówi się trudno… Na stadionie obecna czteroosobowa grupa kibiców z Kazachstanu – szacunek za obecnośc. Po meczu idę do chłopaków i jednocześnie przygotować się do komentowania półfinałowego spotkania. Było widać po ich twarzach, że są źli ale jednocześnie widziałem, że wiedzą o co grają wieczorem i taką informację przekazałem naszym kibicom by wieczorem przybyli i dali akustyczny popis swoich umiejętności. Kolejny raz czas na duet Marasek & Węgrzyk tym bardziej półfinał mistrzostw świata i mecz Brazylia – Niemcy. Kolejny raz bardzo dobrze nam się komentuję i myślę, że nasi słuchacze powiedzą to samo. Brazylijczycy pewnie meldują się w finale i sam do końca gubię się w tym komu bliżej do końcowego triumfu i Canarinhos i Kazachowie grają świetnie w piłkę. Teraz coś czego na tym wyjeździe mi zabrakło.. Jak przystało na mieszkańca Rudy Śląskiej zjodbych rolada, kluski i modro kapusta ale tego w Budapeszcie nie mieli więc poszołch na big maka. Ostatni dzień w którym można dać w palnik, więc wycieczka do Lidla po Gieroy Wodka, drinki z Marcinem i Sebastianem i wszyscy razem nakręcamy się na doping i kolejne pyro show, tym razem czas na coś innego bo policja i ochrona doskonale była przygotowana na kolejny wybryk polskich kibiców, a niepotrzebnie sobie robić problem dzień przed wyjazdem. Czas na przedostatnią przejażdżkę na koszt Dominika Reka i jazda z dopingiem, zajmujemy miejsce na sektorze, wieszamy flagi, witamy węgierskich braci, którzy wpadli ostatni raz zagrać nam na bębnie i pomóc w dopingu. W ostatnim spotkaniu doping prowadzi Rek & Węgrzyk. Szacun Domino dobrze Ci to wychodziło, ale to moje „KTO WYGRA MECZ” było mega i muszę przyznać, że mam kawał głosu co zresztą potwierdziła reszta trybuny. Świetna gra Polaków, pewne zwycięstwo nad Niemcami i mega radość. Minutę przed końcem spotkania trybunę opuszcza Marcin i Sebastian, którzy mieli zaplanowane wyrzutnie za stadionem. Świetny efekt, świetne zdjęcia autorstwa Dominika i możemy my kibice i piłkarze wspólnie cieszyć się z tego sukcesu. Schodzimy na dół, idziemy do piłkarzy, gratulujemy im zwycięstwa, dotykamy murawy i wszyscy razem robimy sobie zdjęcia odśpiewując „Freed from Desire”. Wszyscy mega nastrojach dziękujemy sobie wzajemnie. Piłkarze nam za doping, a oni nam za to jak bardzo wspieraliśmy ich na trybunach. Tak jak wyżej pisałem – byłem pewny tego, że Polacy ten brązowy medal zdobędą. Zacytuję tutaj komentarz, który udało mi się znaleźć w internecie „czasami brązowy medal cieszy bardziej niż srebny bo w końcu wtedy to ostatnie spotkanie wygrywamy”. Mimo, że były to moje pierwsze mistrzostwa świata to wiem, że na pewno jeśli wszystko mi się zgra i dam radę to pojawię się za rok w Essen, by kolejny raz zdzierać gardło za biało – czerwonych.

Powrót z meczu oczywiście chyba był najgłośniejszy jak do tej pory, tramwaj myślałem, że się wykolei, a na którymś z przystanków czekać będzie na nas policja. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Wychodzimy na swoim przystanku, przechodzimy przez, kilka głośnych okrzyków by poinformować miejscowych skąd jesteśmy i zawijka do hotelu. Wszyscy doskonale wiedzieli, że nie możemy w nim zostać ani minuty dłużej, więc szybko się przebraliśmy i czas ruszać na miasto. Naszym pierwszym celem wycieczki był klub Szimpla Kert – podobno najlepszy w Budapeszcie. Ja nie należę jednak do osób, które zabawę w klubie lubią więc udało się z wszystkimi głodomorami na kebaba, a następnie z Sebastianem wróciłem do apartamentu by przy piwku jeszcze ostatniej nocy porozmawiać na tematy playarenowe…

Poniedziałek to spakowanie walizki, czekamy do 11:00, właściciele patrzą na nas jakby chcieli nas zabić, więc zawijamy się jak najszybciej i w ekipie Ola, Ćwiara, Szeluga i Reku idziemy do Burgera Kinga, później na kraftowe piwka – przepyszne. Następnie oni zawijają na lotnisko, a ja na dworzec autobusowy by koło północy znaleźć się w Katowicach i udać do domu…

Dziękuję wszystkim bardzo serdecznie za ten wyjazd, nie chcę wymieniać z imienia i nazwiska bo kogoś pominę… Trzymajcie się i do zobaczenia za rok !

Placeholder