Liga Mistrzów po Polsku - wspomnienie pierwszej Ligi Mistrzów w 2018 roku.

Socca

Liga Mistrzów po Polsku - wspomnienie pierwszej Ligi Mistrzów w 2018 roku.

21 sierpnia 2022, 20:50

Rok 2018 był dla krajowej piłki sześcioosobowej absolutnie przełomowy. Srebrne medale Reprezentacji Polski były po fatalnym występie „dużej” kadry na Mistrzostwach Świata w Rosji dość symbolicznym etapem. Były to także pierwsze występy na SOCCA Champions League, które są zwrotnym punktem w historii socca.
Pierwsza edycja odbyła się Porecu w Chorwacji, a udział wzięły dwie najlepsze Polskie ekipy w tamtym okresie. Mistrzowie i zdobywcy Pucharu Polski Dynamik Herring Toruń i wice Mistrzowie Polski Kluge Team Płock. Przed tym turniejem pewne było tylko to, że Dynamiczni będą chcieli powalczyć o potrójną koronę, a z kolei Kluge na pewno nie chciało pojechać tylko na wycieczkę.


Wokół Dynamika jednak unosiła się już pewna aura. Aura zwycięstwa, pewności siebie i ani jednej myśli, że można się zatrzymać.
Torunianie, to też jeden z najbardziej minimalistycznych zespołów jakie można było oglądać na arenie ogólnopolskiej. Nikt przed nimi, ani nikt po nich nie miał tej nuty „szczęścia”, która powodowała, że kiedy tylko Dynamiczni wychodzili na jednobramkowe prowadzenie, to pewne było, że przeciwnikowi będzie jeszcze trudniej.  Nie wynikało, to z zamknięcia się we własnym polu karnym i wyczekiwaniu na końcowy gwizdek, ale na mądrym operowaniu piłką i nie szukaniem bramki na siłę. W Polsce choć wszyscy już to wiedzieli, to i tak łudzili się, że ktoś ich powstrzyma. W Europie jednak było to absolutne zaskoczenie i coś czego nie da się rozpracować w ciągu jednego dnia.

Z Dynamikiem na turniej nie pojechał Krzysztof Elsner, który z powodu innych zobowiązań nie mógł być z drużyną w Porecu, ale gdzieś w głowie na pewno miał fakt, iż jego koledzy walczą o zapisanie się w historii.
W fazie grupowej jednak nie było się kompletnie o co zamartwiać. Dynamik przejechał się po rywalach niczym walec strzelając 15 bramek i tracąc tylko 3, a Kluge postanowiło dodać sobie dreszczyku emocji remisując już w pierwszym meczu z Niemieckim Team Rocket 1:1 i choć zespół z Płocka wyglądał lepiej piłkarsko, to jednak ich wejście w turniej nie należało do najmocniejszych. Potem jednak nie było litości 3:0 z Victor Moses Lawn i… 17:2 z greckim FC Amigos.
O tym też mówił nam Tomek Zieliński, kapitan Dymanika:
„Przekrój drużyn był spory, bo w grupie zdarzyły się drużyny które ogrywaliśmy spokojnie i widać było dużą różnicę poziomów, ale już w fazie pucharowej każdy rywal był wymagający.”
Niepowstrzymani byli Springer i Waligóra w ekipie Dynamika, a zespół Kluge straszył przeciwników takimi zawodnikami jak Surmak czy Dębicki, a w bramce czarował Dariusz Malinowski, który samym wzrokiem powodował, że przeciwnicy bali się, że jeśli tylko strzelą mu bramkę, to ten zje ich na kolację.



Na zaprzeczenie słów Tomka Zielińskiego chciałbym jednak przytoczyć ich wynik z… Team Rocket czyli przeciwnikami Kluge z fazy grupowej. W 1/8 zespół z Niemiec stanął naprzeciw Mistrzów Polski i… dostał totalne lanie. 7:0 i żaden zespół z Niemiec nie powalczy o medal Champions League. Po sukcesie i zdobyciu Mistrzostwa Świata zimny prysznic na arenie klubowej przyszedł bardzo szybko.
Kluge z kolei nieco niższym stosunkiem bramek pokonało Irlandzki Drink Team (nazwa, która i w Polsce ma wielu zwolenników) 6:0.
Prawdziwe dreszczowce przyszło nam już oglądać w ćwierćfinale. Obie Polskie ekipy trafiły w końcu na rywali, którzy prezentowali wyższy poziom.
Choć jak wspomina Tomek, że jednak były przed turniejem obawy. Turniej trwał aż cztery dni, a tego jeszcze nie mieli okazji doświadczyć. Dodatkowo podsycał to fakt, że mierzyli się z drużynami, które w swoich krajach wiodły prym. Jednak rzeczywistość zweryfikowała.



Od wspomnianego ćwierćfinału jednak wzrost poziomu był już bardzo widoczny, Dynamik do samego finału notował wyniki 2:1, a Kluge w ćwierćfinale i półfinale notowało wyniki 3:2. Była ta regularność. Nie było jednak mocnych na Polaków. Polski finał. Dynamik kontra Kluge Team. Pewne było, że nie zabraknie emocji. Płocczanie mieli okazję do rewanżu za finał Mistrzostw Polski, ale mecz od początku nie układał się po ich myśli i choć udało im się doprowadzić do remisu, to ostatecznie więcej zimnej krwi mieli zawodnicy z Torunia, którzy zanotowali „triplettę” wygrywając wszystkie możliwe trofea na arenie klubowej.

Przed tym artykułem spytałem Tomka Zielińskiego o to co wspomina najlepiej poza samym zwycięstwem.

„Najlepiej wspominam każdą chwilę z tą ekipa od momentu wejścia do autokaru w Polsce do zatrzymania się na parkingu w Toruniu i powitania przez nasze rodziny i kibiców zorganizowane przez Krzysia Elsnera który nie mógł jechać z nami ale tak naprawdę i tak z nami był :)”


No tak… Dynamicznym się jest, a nie się bywa.

Kluge zanotowało drugie srebro tego roku, a dla Bartka Dębickiego i Tomka Golatowskiego było to trzecie srebro po wicemistrzostwie Świata.
Bądź co bądź obie ekipy zapewniły sobie wieczny szacunek i chwałę. Dokonały czegoś co w żadnej polskie dyscyplinie drużynowej nie miało jeszcze miejsca.

Nie mamy nic przeciwko, byśmy w tym roku znów obserwowali Polski Finał!



Placeholder