Warszawski Gambit - Mariusz Milewski cz.1

Socca Warszawski Gambit

Warszawski Gambit - Mariusz Milewski cz.1

29 kwietnia 2021, 16:27

Dwukrotny wicemistrz świata (Portugalia 2018 i Grecja 2019) oraz brązowy medalista mistrzostw oraz Pucharu Polski (Ganador 2018 i Gorlicka 2020) w piłce sześcioosobowej.
44-krotny reprezentant kadry narodowej w futsalu, w której strzelił osiem bramek. Uczestnik Ligi Mistrzów. Autor ponad 150 bramek w przeszło 300 meczach w najwyższej klasie rozgrywkowej, co zaowocowało dwukrotnym mistrzostwem Polski (Łęczyca 2009 i Zduńska Wola 2016). Ponadto domową gablotę wzbogacają dwa Superpuchary oraz Puchary Polski (Łęczyca 2009 i 10 oraz Zduńska Wola 2016).

W dodatku mistrz Polski w... piłce plażowej w 2014 roku z KP Łódź, z którą również wystąpił w Euro Winners Cup, choć jak przyznaje, w Beach Soccer zaczął grać, bo musiał - taki miał bowiem zapis w kontrakcie.

Zapraszamy na dwuczęściowy wywiad z Mariuszem Milewskim, reprezentantem Polski w futsalu i minifutbolu, dyrektorem sportowym Legii Warszawa, jej drugim trenerem oraz... wciąż grającym zawodnikiem.

***

Tomasz Hubner Wino. Im starsze, tym lepsze?

Mariusz Milewski Wszyscy tak mówią, ale ja nie piję, więc ci nie powiem...

TH: To w takim razie powiedz, czy ty, im starszy, tym lepszy?

MM: Wiesz, jak mam być szczery, to chyba niestety czym starszy, tym wolniejszy. Muszę więc nadrabiać doświadczeniem.

TH: A trochę tego doświadczenia zdążyłeś zebrać. W piłkarskich kręgach mówi się, że dyszka na plecach ciąży. Ty grasz z numerem 81, który ciążyć może jeszcze bardziej...

MM: Jasne, wolałbym grać z osiemnastką i mieć tyle lat, co na koszulce (śmiech). Teraz za to mam wyjątkowy numer, bo znajdź mi drugiego z takim (śmiech)... Nie wstydzę się jednak tego, w którym roku się urodziłem.

TH: A czy czujesz się piłkarsko spełniony? Gablota, co prawda pęka w szwach, ale znam mentalność zwycięzców i wiem, że łatwo uzależniają się od wygrywania. Nie są mi także obce podstawy biologii i wiem, że zegar tyka, a czasu nie sposób oszukać...

MM: Też mam tego świadomość, ale jest jeszcze kilka piłkarskich marzeń do spełnienia i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze je zrealizować.

TH: Jakie na przykład?

MM: Mistrzostwa: świata w RP6, Polski w futsalu z Legią oraz kraju w piłce sześcioosobowej z Gorlicką.

TH: Czyli nie można powiedzieć, że piłkarsko jesteś przesycony, choć niejeden zapewne takimi sukcesami nasycił się po wsze czasy i najbliższych przy okazji nimi wykarmił. Dobrze, w takim razie:

Niedziela, godzina dwudziesta. Styczeń. Zimno prze potwornie, wiatr hula niemiłosierny. Jesteś świeżo po zdobyciu srebrnego medalu na świecie w minifitbolu. Nie jest to jakaś abstrakcja, tylko realny stan rzeczy.

Jak odnajdujesz więc motywację, ażeby zawitać w tę niedzielną pizgawicę, na taki ligowy mecz z średniakiem w playarenie, która jest przecież ligą amatorską. Trudno tu nie dostrzec - między mistrzostwami a playareną - lekkiej, subtelnej różnicy...

MM: Żona często zadaje mi to samo pytanie. Mnie jednak jakoś szczególnie mobilizować nie trzeba. Po prostu kocham to i sprawa mi to niesamowitą przyjemność. Tak samo wygrywanie, to co mówiłeś. Nienawidzę przegrywać, nawet w gierkach treningowych. Jak przyjeżdżam na Gorlicką i widzę wśród naszych ten głód, to wiem, że mamy jeszcze razem wiele do osiągnięcia. Odnajduję drugą młodość. Gdy przychodziłem do tego klubu, to od razu zaznaczyłem, że przychodzę tu po to, aby wygrać mistrzostwo Polski.

TH: Mistrzostwo Polski, którego nie udało się wygrać nawet z Ganadorem, gdzie mieliście konstelacje gwiazd i byliście - przynajmniej moim zdaniem - głównym faworytem turnieju...

MM: Faktycznie mieliśmy wówczas bardzo dobry i silny skład, ale już na finałowy turniej nie udało się go nam skompletować. Indywidualne błędy oraz braki sprawiły, że przegraliśmy półfinał i musieliśmy zadowolić się trzecim miejscem w Polsce.

TH: Nie mniejszy gwiazdozbiór możemy odnaleźć również w Gorlickiej. Będziecie najlepszą ekipą w Polsce w piłce sześcioosobowej?

MM: Gorlicka różni się od Ganadoru, choćby tym, że mój obecny klub jest lepiej zorganizowany w ataku pozycyjnym, jak i grze obronnej. Na pewno będziemy do tego aspirować, ale nie tylko my jesteśmy tacy zdeterminowani, aby to osiągnąć. Myślę, że poziom na przyszłorocznych MP będzie najwyższy od lat, gdy weźmie się pod uwagę przykładowo transfery, jakich dokonuje drużyna Dentim Clinic Katowice i na to, jaką mają jakość w swoich szeregach.

Jest tam kliku reprezentantów Polski, tak jak zresztą u nas. Zadecydują detale i założenia taktyczne. Mogę tylko obiecać, że z pewnością będziemy dobrze przygotowani.

TH: Wyobrażasz sobie życie bez piłki? Twój ojciec, pan Ryszard Milewski, wieloletni zawodnik Legii Warszawa, zaszczepił w tobie piłkarski gen od małego. Co byś wszak robił bez swojego sportowego DNA? Sięgasz tak daleko wyobraźnią, czy to już nazbyt nieznane i niebezpieczne dla ciebie obszary?

MM: Trudne by to było zadanie, faktycznie. Czasem sam się nad tym zastanawiam. Może jakaś polityka? (śmiech). Nie wiem, naprawdę...

TH: Wiem, że i u syna Igora zakrzewiłeś piłkarski plon...

MM: Zgadza się. Mam nadzieję, że syn będzie kontynuował piłkarskie tradycje. Ma ku temu predyspozycje. Jeżeli chodzi o grę, to widzę w nim większe podobieństwa do gry dziadka, ale może to i dobrze, bo dziadek więcej osiągnął w jedenastkach, niż ja. Kibicuje Igorowi, żeby udało mu się zrobić karierę na miarę mojego ojca.

TH: Nie było w was - mam tu na myśli ciebie i Igora - chwilowego buntu? Momentu zwątpienia, kiedy zapał do piłki zdawał się minąć?

MM: Na razie nie było takiego momentu i mam nadzieję, że nigdy nie będzie. Igor jest bardzo uparty i wydaje mi się, że nauczyłem go tego, żeby nigdy się nie poddawać. Zawsze daje z siebie 100% nieważne, czy to jest trening, czy mecz. Bardzo mi tym imponuje.

Wiadomo, że jak był trochę młodszy, to miałem na niego większy wpływ. Teraz wziął go pod skrzydła trener klubu. Cieszę się, bo Michał Brychczy ma super podejście do chłopaków i pod jego wodza fajnie się rozwijają.

TH: No dobrze, wszystko brzmi sielankowo, ale co na to twoja żona Agnieszka? Czy nie przeszkadza jej fakt, że pod jednym dachem ma dwóch takich futbolowych zapeleńców? Przecież jeżeli Igor przejął twoją mentalność wygrywania, to tam, po porażce - choć wiem, że są one raczej rzadkością - i to, o zgrozo! jednego i drugiego, musi być atmosfera iście pogrzebowa. Nie wiadomo czy jeszcze z gaśnicą tam, czy może już z jakąś symfonią żałobną. Jak wyglądają wasze relacje? Nie przeszkadza jej, że tak często nie ma cię w domu?

MM: Po piętnastu latach małżeństwa zdążyła się chyba do tego przyzwyczaić, że ciągle mnie nie ma w domu.

Oczywiście żartuje. Jestem jej ogromnie wdzięczny za tę anielską cierpliwość. Wiem, że czasem niestety bywa jej trudno. Mimo wszystko zawsze stara się być dla mnie wsparciem, nawet po tylu latach... Doceniam to.

Nie jest też z pewnością łatwo, zostawać jej samej z domowymi obowiązkami i dziećmi. Jedyne, o co mogę więc prosić, to o jeszcze trochę zrozumienia i wytrwałości, bo jeszcze daleko mi od emerytury... Chciałbym ją z tego miejsca serdecznie pozdrowić. Kocham Cię

Placeholder