WARSZAWSKI SEN O WROCŁAWIU

Socca Newsy Lokalne Warszawa

WARSZAWSKI SEN O WROCŁAWIU

31 sierpnia 2021, 20:59

W wyniku tego, iż ostatecznie Toho również zameldowało się w turnieju finałowym jako przedstawiciel warszawskich rozgrywek, to właśnie reprezentacja Warszawy liczyła sobie we Wrocławiu najwięcej drużyn.


***


Na obiekt Śląska Wrocław przyjechały więc trzy drużyny z serca Mazowsza, każda z ambicją wygrania i zakręcenia imprezą pod swoje dyktando. Teoretycznie była możliwość, ażeby wszystkie trzy wpadły na siebie od razu, już w fazie grupowej, albowiem każda była losowana z innego koszyka. I... tak się w istocie stało! 


Miało to jednak miejsce jeszcze na próbnym losowaniu, testującym system i funkcjonowanie procedur. Kiedy myśleliśmy, że zakończy się na kuluarowej anegdotce scenariusz niemal się powtórzył. 


Otóż w przededniu finałów, w tym oficjalnym już losowaniu, Toho trafiło na Chłopców z Bielan i było 33% szans (zostały trzy losy) na to, iż scenariusz z testowego losowania zostanie skopiowany...


Było blisko, ale ostatecznie z pierwszego koszyka to nie Gorlicka, a Dentim został wylosowany, tym samym Warszawa uniknęła bratobójczej grupy (przynajmniej po części, bo przecież i tak dwie ekipy wylądowały w jednej grupie) i w teorii wszystkie warszawskie ekipy zachowały sobie szansę na grę w fazie pucharowej. 


***


Skład warszawskiej grupy uzupełnił ówczesny mistrz Polski Dentim z Katowic, a także ukraińskie Lumumby z Łodzi. Szansa na to, iż obie ekipy ze stolicy wyjdą, była wprawdzie niewielka, ale wydawało się, że chociaż jedna drużyna wywalczy w takim razie awans. Tak się jednak nie stało. Dentim, to klasa sama w sobie i tu poziom był po prostu zbyt wysoki.


UKS Toho 0:5 (0:3) Dentim 

Chłopcy z Bielan  2:6 (1:4) Dentim


Natomiast wydawało się, że piąta ekipa Łodzi nie będzie stanowiła większego zagrożenia dla warszawskich ekip. Ten kto tak myślał, w tym ja, mocno się pomylił. Lumumby zagrały świetnie, wkładając w mecze ogrom zaangażowania i pasji, zaś drużynom z Warszawy brakowało tej iskry, która rozbudzała ukraińskich wojowników. Obie więc dość niespodziewanie poległy z, jak się zresztą później okazało, czarnym koniem turnieju.


Chłopcy z Bielan 1:2 (0:2) Lumumby 

UKS Toho 3:7 (2:4) Lumumby 


Mecz pomiędzy Toho a CHZB przypadł na drugą kolejkę i było to spotkanie o być albo nie być. Wygrany wciąż mógł liczyć na awans. W spotkaniu przeważali piłkarze z Bielan, ale to gracze z Grodziska Mazowieckiego wykazali się większą skutecznością. Pomimo tego, że przegrywali przez znaczną część meczu, to w końcówce udało się przechylić zespołowi Kacpra Flisa szalę zwycięstwa na swoją stronę i pozostać w grze o miejsce premiowane awansem. Jak się później okazało, ten warszawski mecz, był tylko spotkaniem o honor i o zdobycie jakichkolwiek punktów na czempionacie. 


Mimo wszystko sam udział w topowej szesnastce to z pewnością duży sukces i piłkarze jednej, jak i drugiej drużyny mogą być z siebie dumni. Do Wrocławia przyjechali z uśmiechem i ten też powinien im towarzyszyć w drodze powrotnej. 


Gorlicka z kolei oddzieliła się od dwóch pozostałych warszawskich drużyn, nie tylko, co chodzi o grupy, ale i o boiska, bo praktycznie wszystkie mecze ekipy Daniela Gello mogliśmy oglądać na boisku numer jeden, w odróżnieniu od Toho i CHZB, które grało praktycznie wszystko na "dwójce". 


Wiadome było, że Gorlicka przyjechała tu z aspiracjami medalowymi i - choć przeważnie wszystkie drużyna o tym zapewniają - to oni akurat mieli ku temu podstawy, by tak myśleć. Najsilniejsza ekipa Warszawy tydzień wcześniej zajęła brązowy medal Pucharu Polski, a i tak w zespole z Ochoty królował niedosyt i rozczarowanie. To najdobitniej pokazuje charakter tego zespołu oraz jego możliwości. 


***

Przejdźmy do samych meczów. 


Na początek żywiołowa paczka z Chorzowa - Tiki Taka. Gorlicka zagrała na inaugurację... dość mizernie. I nie tylko chodzi o to, że padł rozczarowujący wynik 1:1. Ogólnie było widać, że jeszcze nie do końca to trybi, jak powinno. Co prawda zespołowi Marcela Gorczycy, Roberta Śmigielskiego, czy Mariusza Milewskiego wygrana 1:0 wymknęła się w ostatniej akcji meczu, to jednakże trzeba zaznaczyć, iż był to wynik w miarę zasłużony, bo gra ekipy z Ochoty na kolana nie rzucała.


Gorlicka 1:1 (1:0) Tiki Taka 


Drugi mecz wcale też nie był rewelacyjny, ale był już solidny i co najważniejsze - wygrany. Mecz bez większej historii. Cierpliwe dokręcana śruba przez graczy z Warszawy finalnie znalazła się na swoim miejscu, a trzy punkty na koncie Gorlickiej. 


Gorlicka 2:0 (1:0) Showtime 


Cztery punkty - pomimo tego, że chłopcy z Gorlickiej z pewnością zakładali, iż po dwóch meczach będą mieli ich sześć - stawiły ich w dość komfortowej sytuacji. Ciśnienie zeszło, nogi zostały pobudzone i od razu gra FCG zaczęła wyglądać imponująco. To był prawdziwy pokaz strzeleckich możliwości Gorlickiej! Ponadto było to najwyższe zwycięstwo spośród wszystkich trzydziestu dwóch meczów, które odbyły się w niedzielę na mistrzostwach Polski. Genialny mecz, demonstracja siły i upokorzenie mistrza Krakowa. 


Gorlicka 9:0 (4:0) Zgodzianka 


Faza Pucharowa czyli coś, gdzie ekipa Gorlickiej dopiero miała wejść na swoje najwyższe obroty. Były one zresztą pilnie pożądane, gdyż naprzeciw drużyny z Warszawy stanął potężny Bartist, który co prawda nie był w najsilniejszym składzie, ale wciąż był jednym z faworytów turnieju. 


Ekipa z Torunia cofnęła się na swoją połowę i dała rozgrywać mistrzom Warszawy. Kiedy wszak masz króla strzelców mistrzostw świata, tak jak Bartist, to możesz sobie na to pozwolić, bo wiesz, że swoje Dębicki dołoży. I tak faktycznie było. Po świetniej akcji Bartka Dębickiego, pomimo mocnego naporu Gorlickiej, to zawodnicy Torunia wyszli na jednobramkowe prowadzenie. Gorlicka natomiast dalej bezustannie biła głową w mur. Była lepsza, to fakt, ale nie potrafiła tego przekuć w wynik, udokumentować. Mądra i uważana gra teamu z Torunia oraz ich groźne - raz na jakiś czas - kontry sprawiały, iż wynik spotkania drżał na włosku. 
W bramce drużyny z Warszawy fenomenalne zawody - ku pewnie zaskoczeniu niektórych - rozgrywał Mateusz Kot, broniąc niektóre strzały, z którymi wielki nieobecny Mateusz Łysik, podstawowym bramkarz reprezentacji RP6, miałby ogromne problemy. 


Faktycznie można więc stwierdzić, iż tego wieczoru w bramce Gorlickiej stał Kot. 


Mając bezpieczne "plecy" Gorlicka mogła poświęcić się w stu procentach atakom. Szturm na bramkę Bartistu w końcu się opłacił, bo po genialnej akcji lidera zespołu Marcela Gorczycy ten zdołał chytrym strzałem przy bliższym słupku pokonać Mateusza Skibińskiego. Cierpliwość została nagrodzona. 1:1 niemal w samej końcówce, koniec i mamy pierwszą tego wieczoru turbodogrywkę! 


A ta miała już imię (oczywiście w dużym skrócie i nieco wyolbrzymiając, bo na sukces zapracowali wszyscy) tylko jednego bohatera, który właśnie z Bartistem zagrał swój najlepszy mecz na tym turnieju. Hat- trick Marcela Gorczycy, piękne bramki i zespół ze stolicy melduje się w fazie medalowej! Co za comeback! 


Ćwierćfinał. Gorlicka 3:1 (1:0) Bartist 


Półfinał, a tam objawienie finałowego turnieju. Przeambitna drużyna z Ukrainy Lumumby. Jeżeli chodzi o same umiejętności piłkarskie, to, przynajmniej w moim odczuciu, zawodnicy ze stolicy mieli je na o wiele wyższym poziomie, ale charakter i determinacja drużyny z Łodzi budziła podziw oraz respekt. Tak też było na boisku i niech łatwe - wydawać by się mogło - 4:0 nikogo nie zmyli. Co prawda Gorlicka zagrała perfekcyjny mecz, to jednak mógł mieć on zupełnie inny przebieg. Kluczowym momentem zdaje się był faul na Jakubie Sosnowskim i drugi świetnie wykorzystywany rzut karny (socca - czyli sam na sam z połów boiska) przez Roberta Śmigielskiego w ostatniej akcji pierwszej połowy! 


Dzięki temu trafieniu Gorlicka mogła oddać piłkę ekipie z Łodzi i czekać na błędy. Mogła, ale to przecież nie leży w DNA zespołu Milewskiego. Ci dalej więc konstruowali składne akcje, które owocowały w kolejne bramki. Druga, trzecia i kończącą już wszystko, czwarta. Lumumby pomimo woli walki na łopatkach, a Gorlicka w finale! 


Świetny mecz mistrza Warszawy w tak ważnym momencie imprezy. Tym samym było jasne, że do stolicy bez krążka nie wrócą. Finał więc, a w nim REWELACJA turnieju, Kapela Weselna z Krakowa...


Półfinał. Gorlicka 4:0 (1:0) Lumumby 


Wielki finał odziany w cudowna oprawę przyprawiająca o gęsią skórkę. Ogromne logo playareny patrzące na graczy z miejskiego stadionu we Wrocławiu. Cała szóstkowa Polska zrzeszona w tym momencie tylko na tym jednym malutkim placu. Tysiące przed ekranami swoich telefonów, dziesiątki na obiekcie. Muzyka, ogromne fruwające flagi playareny w powietrzu, spiker wygłaszający nazwiska kolejno wbiegających zawodników w akompaniamencie ogłuszających (no dobra, może trochę przesadzam) braw. Panie i Panowie, tak wygląda prestiżowa impreza, tak wygląda wielki finał! 


Pod namiotem obecny, rzecz jasna (jak zresztą i przez cały dzień) trener reprezentacji Polski Klaudiusz Hirsch oraz jego asystent Rafał Gozdecki, duet komentatorów Dawid Szeluga i Przemek Kaczmarek na stanowiskach, nieopodal nich przedstawiciele innych rozgrywek w Polsce, sponsorzy, ambasadorzy, wolontariusze oraz ci najważniejsi - kibice! 


Presja i pozytywna atmosfera? Dzień dobry, obecne. A raczej dobry wieczór, bo godzina 20:30, słońce już schowane za wielkim stadionem Śląska Wrocław.


Piłka na środku, nocny magiczny anturaż za plecami zawodników? Dobry wieczór, obecny.
Możemy zaczynać najważniejsze dwadzieścia minut w tym roku! 


I jeżeli wydźwięk powyższych słów mógł brzmieć pozytywnie, tak gra Gorlickiej, już takiego wrażania niestety - patrząc oczywiście przez pryzmat osoby z Warszawy - nie zagwarantowała. Wydaje mi się, że mistrz Warszawy dwa najgorsze spotkania zagrał na początku i na końcu imprezy. W tym spotkaniu to Kapela zagrała acapellę, zaś Gorlicka zawiodła - przede wszystkim i nade wszystko - samą siebie, grając co najwyżej cztery (pięć) wesela i pogrzeb, nawiązując do tytułu popularnego brytyjskiego filmu. 


Finał miał tylko jednego aktora i była nią ekipa z Krakowa, która zasłużenie wzniosła trofeum mistrza Polski pokonując po drodze Bartist (2:1), Dentim (3:0) oraz Gorlicką... aż 0:5... Nie ma więc tu mowy o łatwiej drabince (analogicznie, jak Piwkarze w PP). Tydzień temu rzeczywistość wykreowała nowych bohaterów ze Szczecina, tym razem padło na zawodników z Krakowa. Padło, to złe sformułowanie, oni sobie po prostu na to zapracowali. 


Wracając jednak do Gorlickiej, to widać było, że stres jest, może nie tyle co paraliżujący, ale utrudniający finalizację najprostszych, zdawałoby się, piłek. Zawodnicy Daniela Gello mieli ich dość sporo, ale każda (oprócz jednego pięknego strzału Milewskiego, który poszedł na centymetry od spojenia bramki) kończyła na panewce albo, bardziej dosłownie, wysoko na zielonej siatce odgradzającej obiekt sportowy. To nie była ta Gorlicka, która w grupie rozgromiła... mistrza Krakowa (co za paradoks) aż 9:0.


Gdyby to była luźna gierka, zabawa nie okraszona bagażem odpowiedzialności, to z pewnością futbolówka wpadłaby do bramki i to nie raz, nie dwa. Piłka jednak zdaje się cięższa, a bramka węższa, gdy patrzy na ciebie cała szóstkowa społeczność w Polsce. 


Nie ma co jednak gdybać, bo Kazik Staszewski raz, a dobitnie streścił sens gdybania... Kto zna piosenkę "Plamy Na Słońcu", ten wie, o co się rozchodzi...


Finał. Gorlicka 0:5 (0:3) Kapela Weselna 


***


Życie, a szczególnie to piłkarskie, ma jednak to do siebie, że nie znosi próżni. Tutaj dzień po nocy nadchodzi szybciej, niż gdziekolwiek indziej, a okazja do rehabilitacji zjawia się błyskawicznie. Gracze z Gorlickiej ulegli trzeciej ekipie z Krakowa, ale w ciągu roku możemy chyba uznać, że to ekipa z Warszawy osiągnęła najwięcej. 


Zdobyli bowiem złoto (w lidze), srebro (mistrzostwa Polski) oraz brąz (Puchar Polski). Kapeli nie było na Pucharze Polski, a Piwkarzy na mistrzostwach Polski. Dentim najdalej zaszedł do ćwierćfinału, zaś Bartist na arenie międzymiastowej do gabloty wrzucił jeden srebrny medal za Puchar Polski. Patrząc więc generalnie Gorlicka 2021 rok może udać za kosmiczny. Gracze z Warszawy odnieśli tylko trzy porażki przez cały sezon 2020/21. Po jednej w Pucharze Warszawy, Pucharze Polski oraz mistrzostwach Polski! Wiadomo, że moja ocena ze względu na znajomość chłopaków, nie jest do końca obiektywna, ale z niektórymi faktami nie sposób dyskutować, polemizować i każdy z osobna sam, musi przyznać, że wykręcić taki wynik, to marzenie niejednego z nas. Po prostu byli najlepsi, brawo!


***


Akcja turnieju zresztą także należy do nich, bo ich klasa podczas ceremonii wręczenia nagród była kapitalna, czym mnie trochę zaskoczyli, bo raczej spodziewałem się wzroku wbitego w ziemię, smutku, rozczarowania i kto wie, może zdejmowania medalu od razu po jego otrzymaniu. Wiemy przecież, że ten temat jest dość bieżący. Było zgoła odmiennie. Gorlicka pokazała klasa, wpierw jej przedstawiciel, Grzegorz, przejął mikrofon od założyciela playareny Wojciecha Dudka i wręczył po krótkim podziękowaniu za ogrom pracy włożony w projekt medal Wojtkowi. Następnie zawodnicy z Warszawy zamiast pójść prosto po medale zrobili rundkę "piątek", co chwilkę czasu zabrało, a na końcu utworzyli szpaler dla zwycięzców, który reszta zgromadzonych osób wnet podłapała. Tym samym pięknie oprawiany finał miał swój piękny... finał, który znów wykreowała Gorlicka. 


***


Wypowiedzi prezesów warszawskich zespołów. 


Daniel Gello - FC Gorlicka 


Zdobycie srebrnego medalu mistrzostw Polski to z całą pewnością duży sukces. Jednocześnie to największe osiągnięcie FC Gorlickiej. Patrząc z perspektywy kilku dni po turnieju, jako drużyna jesteśmy oczywiście zadowoleni z wicemistrzostwa Polski, ale chyba nikogo nie będzie dziwić niedosyt, jaki pozostał po finale. Na taki turniej przyjeżdża się po całym roku pracy, wielu wyrzeczeń, wygranych eliminacji i kiedy dochodzisz do finału wiesz, że jesteś 20 minut od zdobycia upragnionego tytułu. Niestety dla nas tego dnia wygrała drużyna lepsza, która szybko wykorzystała każdy nasz błąd i zadała trzy błyskawiczne ciosy. Na takim poziomie, przeciwko tak dobrze dysponowanej drużynie okazał się to wynik nie do odrobienia - wielkie gratulacje dla Kapeli Weselnej. Nam nie powstaje nic innego, jak kolejny rok pracy i nauki, aby ponownie walczyć o tytuł najlepszej drużyny w Polsce. W tym roku udało się zbić kilka szklanych sufitów, więc w kolejnym nie pozostaje nic innego, jak przebić się przez ten ostatni.


Kacper Flis - UKS Toho Grodzisk Mazowiecki
Informacja o możliwości występu na turnieju finałowym mistrzostw Polski dotarła do nas sześć dni przed jego rozpoczęciem. Po szykim przeglądzie kadry wiedzieliśmy, iż nie pojawimy się tak silną dwunastką, jak w zeszłotygodniowym Pucharze Polski. Bez marudzenia podjęliśmy walkę i stawiliśmy się na obiektach obok Stadionu Miejskiego we Wrocławiu. Niestety Dentim okazał się lepszy, w derbach Warszawy pokonaliśmy CHZB, lecz ulegliśmy Lumumbom z Łodzi i musieliśmy pożegnać się z turniejem już po fazie grupowej. Jesteśmy pewni, że gdyby nie zaplanowane wyjazdu czołowych zawodników znowu mogli byśmy celować w półfinał i medale. Mogę powiedzieć tylko tyle - do zobaczenia za rok :)


Tomasz Miziurowski - Chłopcy z Bielan


Jak to śpiewała kiedyś Sylwia Grzeszczak "cieszmy się z małych rzeczy" tak więc cieszymy się, że jesteśmy w TOP16 drużyn w kraju. Gdyby jednak skuteczność naszego małego wojownika była nieco większa, to moglibyśmy powalczyć o coś więcej. Oczywiście żartuje, nikt do niego nie ma pretensji i za rok powalczymy raz jeszcze. 


***


Liczby warszawskich zespołów we Wrocławiu
Meczów: G6 + CH3 + T3 = 12

Zwycięstw: G4 + CH0 + T1 = 5

Remis: G1 = 1 

Porażki: G1 + CH3 + T2 = 6 


Bramki zdobyte: G19 + CH4 + T5 = 28

Bramki stracone: G7 + CH10 + T13 = 30 


G - Gorlicka 

CH - Chłopcy z Bielan

T - UKS Toho Grodzisk Mazowiecki

Najlepsi strzelcy:
Eryk Murawski (Gorlicka) - 4

Marcel Gorczyca (Gorlicka) - 4


Nagrody indywidualne:
Eryk Murawski (Gorlicka) - dream team MP*


*Troszkę mnie dziwi brak wyróżnień dla kogoś z tria Gorlicka, Dentim, Lumumby, ale jeżeli pan trener Klaudiusz Hirsch tak zadecydował, że 5 na 7 nagród indywidualnych trafia do ekipy Kapeli Weselnej, to należy tę decyzję uszanować i ją zaakceptować. Mimo wszystko wydaje mi się, że było kilku innych ciekawych kandydatów do uhonorowania. 

Placeholder