Król jest nagi. Czyli startuje nowy sezon Warszawy
Król jest nagi. Czyli startuje nowy sezon Warszawy
Wyjeżdżając na wakacje z Warszawy mogliśmy sobie utrwalić obraz naszego pięknego, uporządkowanego i ekskluzywnego domu. Podczas naszej nieobecności doszło do niechcianego gruntownego przemeblowania i obraz tego, co nas zastaje po, jest zgoła odmienne od tego, co było przed oraz od tego, co zapamiętaliśmy i do czego aspirowaliśmy. Piękne pozłacane szafy, luksusowe onyksy, czy duże przestrzenne okna nad marmurowymi podłogami zostały zastąpione na małą klitkę, z obskurnymi kanapami, rozdartą fototapetą i zżółkniałymi ścianami.
Mocno? Może i tak, ale taka jest prawda aktualnego stanu rzeczy, mając na uwadze to, co było, a to, co jest i trudno udawać, że nic się nie zmieniło.
Zmieniło. I to dużo.
Nie jest to naturalnie wina klubów, które zasilą z początkiem tego sezonu elitę warszawskich rozgrywek. Zastąpienie byłych mistrzów Warszawy In Plus Pojemną Halinę (2020) oraz Grottgera Team (2016), bardzo silne KS Browarek i Młode Bródno oraz obiecującą drużynę z Ząbek FC Franklin Club, jest niemal awykonalne w trybie natychmiastowym. Do tego potrzebny jest zapewne długi i żmudny proces. Na tę chwilę w niższych ligach ze świecą szukać ekip na poziomie wyżej przytoczonej piątki. Może Orlik Mokotów, Brzeszczot, Cavaleros, czy reaktywująca się Szarańcza Pomarańcza, byłyby solidne. Trzeba mieć jednakowoż na uwadze, że "solidność" to stanowczo za mało. Wyrwa jaką pozostawiała po sobie Halina, Grottgera, Browarek, MB czy Frankliny jest zbyt wielka, by udawać, że nic się nie stało. Trochę karkołomne zaklejać dziurę w samolocie taśmą akrylową. Osoby odpowiedzialne za ligę warszawską przekonują, że to okres przejściowy, pewien proces wymienny, który trzeba raz na jakiś czas przejść. Faktycznie potencjał ligi może skłaniać ku takim myślom i trzeba oddać, że w przeszłości miały miejsce podobne sytuacje.
Nigdy jednak na aż tak wielką skalę, co martwi. Nadchodzący sezon może więc być sezonem prawdy dla Warszawy. Albo obierze ona kierunek ku chwale, jak niegdyś, gdy jednocześnie na boiskach warszawskich spotykały się takie hegemony, jak BKP, Gloria Victis, Ganador, Tiki Taka, Grottgera Team, a nawet Wesoła czy raczkująca Gorlicka, gdzie z lecących iskier możnaby uczynić niezły pokaz fajerwerek. Albo wpadnie w zapaść, marazm czy wegetację o trudno określanych ramach czasowych. Spłaszczenie ligi do dziesięciu drużyn to dobra decyzja. Trzeba szyć na miarę.
Zamiast iść na ilość bez jakości, spróbowano pójść na jakość bez ilości. Ważne, że z playareną w stolicy nie pożegnały się grające w niej latami ekipy, jak Chłopcy z Bielan, Esportivo, Kielichy, Warsaw Rangers, czy rzecz jasna FC Gorlicka.
W dodatku udało się choć na chwilę zatrzymać rewelację poprzedniego sezonu Toho z Grodziska Mazowieckiego, tudzież z Pruszkowa. Ponadto Warsaw Bandziors oraz Husaria Mokotów, to zespoły dość solidne, które mają spory potencjał, aby kiedyś opuścić ramy solidności i wpaść w sidła czołówki, stać się corocznym faworytem. Z dziesięciu ekip, które obecnie będę tworzyć skład pierwszej ligi mamy dwóch mistrzów Warszawy: CHZB (2013 i 2014) oraz FC Gorlciką (2021), a także wielokrotnych uczestników mistrzostw Polski (Toho, Esportivo, Kielichy, Husaria, Rangersi). Trudną przeprawę będzie miała ekipa KSB, która już w pierwszej kolejce, jako kopciuszek ligi zawita na ulicę Skorochodu Majewskiego, czyli do jaskini lwa, wicemistrza Polski, zespołu FC Gorlickiej. Wyjście z tarczą z tego pojedynku byłoby bez wątpienia największą niespodzianką... całego sezonu 2021/22... już w pierwszej kolejce. Mimo wszystko znaleźć się w pierwszej lidze, nawet jeżeli nie jest ona już tak prestiżowa, jak jeszcze 3-4 lata temu, to i tak wielka sprawa, cenne doświadczenie i mnogość pięknych przygód, którym można chłopakom z Pragi pogratulować życząc powodzenia. Reasumując i odnosząc się do tytułu król jest nagi i tylko od osób zarządzających będzie zależeć w jakie szaty go odzieją na następne edycje. Ten sezon jest ostatnim dzwonkiem, ażeby odzyskać utracony prestiż ligi.