Zapowiedź Mistrzostw Świata - OMAN 2024!
Zapowiedź Mistrzostw Świata - OMAN 2024!
Choć Mistrzostwa Świata w Omanie rozpoczęły się już o 6:00 czasu Polskiego, to jednak wciąż nie jest za późno, by wejść w ten temat delikatnie głębiej i zastanowić się czy Polska faktycznie ma szansę wejść do strefy medalowej i kto tak naprawdę jest faworytem tegorocznych Mistrzostw.
W pobliżu lotniska w Muskacie stanął stadion, który będzie gościć 40 reprezentacji z całego świata przez 9 dni.
Bo choć tegoroczny mundial zostaje rozegrany po raz pierwszy poza Europą, to nikomu nie straszne okazały się wszystkie tematy związane z dopinaniem budżetów, pozyskiwaniem sponsorów.
Choć wiele drużyn mogłoby wydawać się, że jedzie tylko na wycieczkę, to mimo wszystko jest to moment, na który czeka się cały rok i dla żadnego z włodarzy federacji, które wywalczyły sobie prawo wzięcia udziału w omańskim turnieju, nie jest to moment, w którym ktokolwiek chce odpuścić.
Czy tu chodzi o poziom?
Nie umniejszając żadnej z drużyn wskazanie tych dobrych zespołów jest nie wiele trudniejsze niż wskazanie tych najsłabszych. Tych, których w teorii powinno spisać się na straty.
Wraz z rozwojem samej dyscypliny rośnie dysproporcja związana z prezentowanymi umiejętnościami poszczególnych drużyn.
Byliśmy świadkami tego w Essen, kiedy Anglicy, którzy wcale nie są TOPką, a raczej średniakami, przejechali się 18:0 po Katarze czy Belgowi ogrywający Arabię Saudyjską 12:0.
Czy tym samym to właśnie poziom jest, w tym wszystkim najważniejszy?
Czy „bicie” słabych jest wpisane w te turnieje?
To przecież Mistrzostwa Świata!
No to teraz krok po kroku…
Mistrzostwa Świata w Omanie są kolejnym krokiem ku budowaniu dyscypliny. Takie wyniki będą zdarzały się pewnie przez kilka kolejnych lat.
Wszystko związane jest ze wspomnianym budowaniem dyscypliny.
Patrząc, w szerszej perspektywie na życie trzeba je określić „ciągłym procesem”.
Startując z punktu „0” stawiamy sobie cel, by znaleźć się przy kolejnym punkcie kontrolnym, który będzie z kolei punktem odniesienia do kolejnych stawianych celów.
Życie to nieustający proces.
Rodzimy się, dorastamy, chodzimy do szkoły, na studia, pracujemy, tworzymy nowe życie, spełniamy się zawodowo.
Dzięki temu, że wyznaczamy sobie cele zdobywamy doświadczenie i zakładamy sobie kolejne cele. Bez względu czy pracujemy na etacie czy prowadzimy własną firmę.
W przypadku socca jest podobnie.
Każdy kolejny mundial, to kolejny „checkpoint”, który jest punktem odniesienia do kolejnego i następny, następny i tak tworzymy cykl.
Niekończący się przejazd po torze czerwonym Ferrari, z którego nie chcemy wysiadać, bo sprawia nam przyjemność.
Wspomniany Katar jest właśnie dobrym przykładem budowania dyscypliny. Zeszłoroczne porażki ich nie zniechęciły, a wręcz przeciwnie. Nakręciły ich, by w tym roku kolejny raz sprawdzić w jakim punkcie właśnie się znajdują.
Z resztą… w każdej dyscyplinie znajdzie się zawsze ktoś kto dzięki kontynentalnym rozgrywkom awansuje na turniej główny i potem rzeczywistość ich weryfikuje.
Musimy być przygotowani na to, że przytrafią się i w tym roku kolejne podobne wyniki.
Bo życie to proces…
„Duże Gwiazdy” przyszłością?
Po składach drużyn, w tym roku widać co raz większy zaciąg piłkarzy profesjonalnych, którzy zakończyli kariery, w „dużej” piłce i teraz próbują się sprawdzić w socca.
Jest to proces, który jest absolutnie naturalny.
Kiedy młody chłopak, którego dopada kontuzja wykluczająca go z gry na pół roku czy czasami nawet dłużej nie ma ochoty wrócić na boisko jak najszybciej i cieszyć się grą?
Oczywiście! Czasami sami mamy problem z przetrwaniem przerwy zimowej bez gry czy treningu, a co dopiero ludzie, którzy spędzili całe życie na kopaniu piłki? Nawet jeśli mają robić to za darmo, bardziej amatorsko. Bezpieczniejsze jest takie rozwiązanie niż granie w 5 lidze czy „klasie okręgowej”. Tam przecież poziom jest jeszcze bardziej amatorski niż w socca, a szkoda zachodu na dyskusje z „kibicami”, którzy w każdej chwili po wypiciu kilku głębszych za chwilę mogą wtargnąć na boisko i zaatakować zawodnika czy sędziego. Nikt mi nie powie, że to „ma swój urok”.
W tym roku mamy już wiele mocnych nazwisk.
W naszej kadrze zagrają Adrian Mierzejewski i Bartosz Białkowski, we Francji Obraniak i Dijbril Cisse, w reprezentacji Niemiec zagra były Mistrz Świata Christopher Kramer, a w Gruzji były zawodnik AC Milan i dwukrotny zdobywca Ligi Mistrzów (2003, 2007) Kachaber Kaładze, . Do tego można dorzucić kilku innych graczy o mniej znanych nazwiskach z epizodami w ligach francuskich, belgijskich czy austriackich.
Czy taka jest przyszłość socca?
To kolejny element całego procesu. Gra jest szybka, atrakcyjna, a tym samym przyciąga bardziej znane nazwiska, które wciąż czują głód gry, a przy okazji nadają tej młodej dyscyplinie więcej rozgłosu.
Czy tym samym te reprezentacje mają duży „handicap”? W żadnym wypadku. Z całym szacunkiem dla umiejętności Cisse, Kaładze czy Obraniaka, to nie uważam, by ci zawodnicy byli wiodącymi w swojej reprezentacji.
Samo przejście z piłki nożnej do socca nie jest łatwiejsze. Biorąc pod uwagę wiek każdego z zawodników, ich przyzwyczajenia może się skończyć tylko wybuchnięciem balonika. Przynajmniej tak będzie wyglądała sytuacja jeśli spróbuje się opierać grę na tych zawodnikach.
Ani Kazachstan, ani Brazylia nie mają w swoim składzie byłych zawodników z przeszłością w futbolu zbliżoną chociażby do Obraniaka, bo to z całej tej śmietanki, która została już przeze mnie wymieniona, to on jest najmniejszy. Cisse wygrywa Ligę Mistrzów z Liverpoolem, Kaładze zostaje Mistrzem Włoch i zdobywa Ligę Mistrzów, Puchar Interkontynentalny czy Superpuchar Europy z Milanem, a Kramer zostaje Mistrzem Świata. Jest lekka dysproporcja.
Kazachowie nie mieliby tak naprawdę żadnego pożytku z piłkarskiego zaciągu, bo na trawie są po prostu słabi, ale są za to mocni w futsalu i na tym ten zespół bazuje. Reprezentanci futsalowi czy też zawodnicy, którzy w Kazachstanie uczyli się właśnie tego są trzonem kadry.
Brazylijczycy? Tam przy tym ilu Brazylijczyków rodzi się z piłką przy nodze i ilu biega po piaszczystych boiskach po prostu jest w czym wybierać, każdy łapie swoją niszę. Choć w ich składzie znajdziemy zawodników z przeszłością w futsalu czy popularnych ligach „siódemek” na różnych nawierzchniach. Oni są urodzeni do kopania piłki jak nigdy inny na świecie, bez względu na to w czym i na czym przychodzi im grać.
Jaki jest w tym interes, że w naszej kadrze znaleźli się Białkowski i Mierzejewski?
Adrian już pokazał się z dobrej strony czy to podczas Calisia Cup czy Lidze Mistrzów, to zawodnik, który dodaje dużo jakości. Sam Bartek Białkowski to już inna sprawa. To mnóstwo doświadczenia, które może dać naszym bramkarzom jeszcze więcej jakości. Czy wygryzł kogoś przez nazwisko? Absolutnie nie. Pewnych umiejętności się po prostu nie podważa.
Sama ich obecność jednak nie jest jednak opieraniem gry całego zespołu właśnie na tych zawodnikach.
Krzysztof Elsner, Kamil Kucharski, Bartłomiej Dębicki, Norbert Jaszczak, Bartek Piórkowski, Krystian Stanecki czy Paweł Grzywa, to są zawodnicy którzy czują socca jak nie wielu innych na świecie, a Adrian Mierzejewski, to świetne uzupełnienie dla tej mieszanki, którą tworzy Klaudiusz Hirsch ze swoim zespołem trenerskim.
To kto w końcu tym faworytem?
Wspomniany Kazachstan będzie bronił tytułu zdobytego przed rokiem. Brazylia będzie chciała po nieudanej obronie w 2023 roku znów wznieść Puchar Świata.
Niemcy? Niemcy są zawsze groźni, a mają naprawdę mocny skład.
Do tego Chorwaci, którzy mają w swoim składzie niesamowitego Frankovcevica.
Meksyk, który zdobył tegoroczne Copa America i przed rokiem brązowe medale Mistrzostw Świata.
No i… Polska.
Choć my bardziej możemy, niż musimy. Medal byłby czymś wspaniałym, ale to, że nie będzie łatwo, to jednak pokazuje drabinka, w której po wygraniu grupy w ¼ zagramy prawdopodobnie z Brazylią, a jeśli zajmiemy drugie miejsce, to zagramy z Kazachstanem w 1/8, który też nie będzie chciał kombinować z drabinką jak przed rokiem.
Nie mamy kompleksów. Znamy swoją siłę, ale inni też są mocni. Dlatego najważniejsze jest patrzeć na siebie i wyrzucać kolejnych rywali za burtę aż do finału.
Może to roszczeniowe myślenie, ale mamy atrybuty, które mogą zrobić różnicę.
Przed rokiem zachwyciła nas Belgia, która w swoim składzie miała Marvina Ghislandiego, ale zabraknie go w tym roku i nie ma co wróżyć im większych sukcesów, a samo wyjście z grupy trzeba wziąć z pocałowaniem ręki.
Anglicy, to zespół, który mentalnie przypomina zespół z dużego boiska. Nadęty, zbyt pewny siebie i bez sukcesów. Medal w ich wykonaniu będzie niespodzianką pokroju zeszłorocznej Belgii.
Groźna będzie Bułgaria, która w grupie będzie mierzyła się z Niemcami, a do tego gdzieś do listy można dopisać Grecję, która ma solidny zespół oparty na wielu filarach grających od lat i na koniec Rumunia. Rumunia, której coś może w końcu zaskoczyć i to może być ich turniej.
Choć miejmy nadzieję, że to będzie właśnie ten turniej, w którym rozpocznie się nowy, jeszcze lepszy cykl, w którym socca na świecie wykona kolejny krok do przodu.
Dawid Szeluga