Życie straciło sens, czyli walka o najwyższą stawkę

Socca Warszawski Gambit Newsy Lokalne Warszawa socca playarena

Życie straciło sens, czyli walka o najwyższą stawkę

05 października 2021, 20:19


To nie był upalny dzień, gdzie z nieba lał się przesadny żar i panowała niemiłosierna duchota. Nie była też zima, gdzie królowała kochliwa aura wolno opadających płatów śniegu. Wschód nie był romantyczny, ciepły, pobudzający, był zwyczajny, nijaki i szary. Nic szczególnego. Dzień jak co dzień, taki, jakich tysiące. Dokładniej rzecz biorąc był to dwudziesty ósmy dzień października 2017 roku. Rutynowe badania po lekkim kłuciu w brzuchu miały być formalnością. Nie były. Przyszedł pan w białym fartuchu w szpitalu przy ulicy Banacha i postawił diagnozę. Nowotwór trzustki - uściślając - guz neuroendokrynny głowy trzustki. W wieku 19 lat. Najmłodszy taki przypadek w Polsce, a może i na świecie.

Wtedy dzień przestał być jak każdy inny. Szarość dnia zastąpiła czerń - galopująca czerń wgłąb osłabionego - jak się później okazało - ciała. Ściany szpitala tak jakby skurczyły się, zapadły do środka, tworząc klaustrofobiczną przestrzeń - nowy dom.
A czas jakby się zatrzymał. Zaczął płynąć wolniej, dzielił na dziesięć części, z czego każda chwila bolała tak samo, jednakowo intensywnie.

Wiosen na karku ledwie dziewiętnaście, marzeń w głowie, co nie miara. Wcześniej z datą bezterminową, wówczas po diagnozie, wszystko uległo nagłemu przeterminowaniu. Beztroskie życie zostało brutalnie zatrzymane w jego rozkwicie. Reakcja nie była wybuchowa, ekspresyjna, histeryczna. Właściwie to nie było jej wcale. Wynik diagnozy był tak odrealniony, tak zdawałoby się niemożliwy, tak trudno przyswajalny dla świadomości, że trudno było o jakąkolwiek reakcje. Emocjonalny paraliż. Wtedy świat się zatrzymał. Łagodnie mówiąc - wykoleił. "Po diagnozie zamknąłem się w sobie. Świat mi się zawalił. Udawałem, że jest ok, ale to była maska. W zasadzie każde moje działanie po diagnozie zdawało mi się bezsensowne."



Dziś, niespełna cztery lata później, w wieku 23 lat, życie znów tętni pełną mocą. Czarne chmury rozprysły się na różne strony. Niebo znów jest błękitne. Wróciły marzenia, wiara, pragnienia, są nowe plany oraz nowe pomysły. Co więcej, ich realizacja jest w ciągłym procesie spełniania. Z tyłu głowy jednakowoż już zawsze będzie ten cień zwątpienia, myśl "a co jeżeli...". Tego się ot tak nie wypleni, ale w porównaniu z rakiem, przerzuty strachu, obaw i niepewności, które zdążyły się zakorzenić w czeluściach ciała, są niezagrażające życiu. W odróżnieniu od tego, co było i co już - na całe szczęście - za Bartkiem. Przybor jest założycielem popularnej na cały szóstkowy kraj drużyny. Wraz z nią zajął trzecie miejsce w mistrzostwach Polski playarena, zdobył ponadto prestiżowe mistrzostwo Warszawy oraz uczestniczył w Pucharze Polski pod tą samą egidą playareny. W jego zespole gra wielu zawodników Futsal Ekstraklasa, w tym... on sam! Co weekend zwiedza więc całą piłkarską Polskę. Wraz ze swoją drużyną AZS UW Wilanów zajął ósme miejsce w akademickich mistrzostwach Europy w 2019 roku w Portugalii, które wspomina jako imprezę życia. W tym roku spełnił kolejne ze swych marzeń, tym razem w piłce orlikowej - jego zespół pojechał do Włoch na Ligę Mistrzów - ale bez niego. Dlaczego? O tym dowiecie się z poniższego wywiadu, który będzie podzielony na dwie części.

W pierwszej porozmawialiśmy o chorobie, zahaczyliśmy również o wątek Drukarza oraz planów na przyszłość i tego jak spędza wolny czas (albo jego brak). Natomiast w drugiej zajęliśmy się sprawami bieżącymi, ogromem kontrowersji, które nagromadziły się ostatnio wokół drużyny In Plus Pojemna Halina, opinią na temat playareny, jak i Ligi Bemowskiej, porównaniem lig, sentymentalnym powrotem do początków grania w PA, najpiękniejszych chwilach w tej lidze oraz o przyszłości Haliny. Turnieju we Włoszech, transferach do PH oraz jej początkach - w skrócie weźmiemy Halinę pod lupę i dokładnie się jej przyjrzymy.

Zapraszamy na pierwszą część.

***

Tomasz Hübner: Często wracasz myślami do tamtego dnia, gdy usłyszałeś diagnozę?

Bartek Przyborek: Najczęściej podczas wizyt kontrolnych. Pół dnia straconego, bo nie robię nic innego, niż myślę o tamtych chwilach.

TH: Z tego co wiem, początkowo były one całkowicie pozbawione wiary.

BP: Z natury jestem pesymistą i wolę ewentualnie pozytywnie się zaskoczyć. Wtedy nadzieja w moim sercu była bardzo mała. W zasadzie pogodziłem się z losem. Użalałem się nad sobą i nastawienie było mało waleczne. Dopiero pomoc i szereg pięknych gestów w moim kierunku pozwolił na złapanie pozytywnych emocji. Niesamowita pomoc rodziny, przyjaciół, kolegów i ludzi mi życzliwych pozwoliła odzyskać wiarę w życie.

TH: A ta płynęła dosłownie zewsząd, z całej Polski. Na granicach naszego kraju zresztą nie kończąc, bo choćby Katarzyna Kiedrzynek z PSG była zaangażowana w pomoc. Banery ze słowami wsparcia znalazły się m.in. przed meczem Polonii Warszawa, Radomiaka Radom czy oczywiście Drukarza...

BP: Takiej pomocy kompletnie się nie spodziewałem! Myślałem, że będą ze mną tylko rodzice, najbliższa rodzina i kilku przyjaciół, a pomoc napływała dosłownie z całej Polski. To było wzruszające i dawało dużo pozytywnych myśli. Nadzieja rosła w moim sercu z każdym dniem. Piłkarskie społeczeństwo stanęło na głowie, żebym wrócił do zdrowia. Z tego miejsca chciałem raz jeszcze serdecznie podziękować każdemu kto wspierał mnie w tym najtrudniejszym okresie w moim życiu!

Dziękuję za pomoc i wspaniałe serca, które pomogły mi dojść do miejsca, w którym obecnie przebywam. Zobaczyłem, że dla wielu ludzi jestem wartościowym człowiekiem, który jest bardzo lubiany i szanowany za byciem sobą, za swoją postawę i za to, co sobą prezentuje. Jeszcze raz wielkie dzięki!




TH: Co czuje człowiek, gdy z dnia na dzień jego życie ulega całkowitemu rozpadowi?

BP: Złość i obwinianie losu. Następnie smutek i żal. Naturalnie strach o życie i o dalsze funkcjonowanie. Strach przed odrzuceniem, strach przed konsekwencjami operacji. Generalnie mnóstwo łez oraz wiele prób zamknięcia tematu, unikaniu rozmowy dotyczącej choroby.

TH: Mimo wszystko, chcąc nie chcąc, musiałeś o tym rozmawiać. Jak chociażby w szatni IV ligowego Drukarza, w którym wtedy grałeś...

BP: Zgadza się. Następnego dnia miała pojawić się zbiórka w Internecie. Wolałem, aby dowiedzieli się z moich ust, niż właśnie stamtąd. Postanowiłem więc, że powiem po ligowym meczu. Nie chciałem bowiem żadnej taryfy ulgowej, litości czy zbytniej opieki. Wiesz... nie chciałem, aby każdy był przesadnie miły oraz, aby trener promował mnie, mając na uwadze moją sytuację zdrowotną. Sam mecz wygraliśmy 4:1, a ja zdobyłem dwie bramki oraz zanotowałem asystę. Łatwiejsze było za mną, w szatni czekało mnie jeszcze to trudniejsze...

TH: I to razy dwa, bo szatnia Drukarza nie była tą jedyną.

BP: Dokładnie. W playarenie natomiast powiedziałem dzień po ogłoszeniu zbiórki w Internecie. Były słowa wsparcia płynące z obu stron, pojawiły się łzy. To najsmutniejszy wieczór po wygranym meczu, jaki przeżyłem.

TH: Za to najważniejszy mecz był dopiero przed Tobą - skomplikowana operacja metodą NanoKnife. Nie będę udawał, że wiedziałem, co to znaczy, ale trochę o tym poczytałem i z tego, co teraz wiem, dziś nie miałbyś szansy na leczenie tą nieinwazyjną metodą...

BP: Mega stres, na szczęście z pozytywnym finałem. Wróciłem do domu z trzydziestoma dwoma szwami na brzuchu. Dostałem drugą szansę. Nowotwór został wcześnie wykryty, co zwiększyło moje szanse na pomyślny przebieg operacji. Bałem się, czy będę mógł wrócić do sportu.

TH: Wróciłeś.

BP: 23 marca, czyli symbolicznie, w dzień moich urodzin! Był to najpiękniejszy prezent, jaki mogłem sobie wymarzyć. Zrobiliśmy wraz z moim przyjacielem Przemkiem Kępińskim "próbę generalną" przed wznowieniem treningów w klubie. Od 11 listopada 2017 roku do marca 2018 czekałem na tę chwilę. Piłka to dla mnie wszystko. Ta rozłąka była dla mnie chyba największym wyzwaniem.



TH: My natomiast wróćmy do tego, jak w ogóle dowiedziałeś się o nowotworze? Ta paskudna choroba w tak młodym wieku zdarza się niezwykle rzadko.

BP: Diagnozę otrzymałem w październiku 2017 roku od doktora z Banacha. Byłem umówiony razem z rodzicami na konsultacje, na której przedstawił całą sytuację. Jeżeli chodzi o to, w jaki sposób doszło do badania, to we wrześniu 2017 roku rodzice wysłali mnie na USG jamy brzusznej w ramach kontroli, ponieważ skarżyłem się, że po meczach o dużej intensywności, po sporym wysiłku delikatnie bolał mnie brzuch. Pierwsze badanie wykazało nieprawidłowości i tak od jednego badania przez drugie i kolejne, aż wyszła ostateczna diagnoza.

TH: Świat w jednym momencie legł w gruzach...

BP: Tak. Świat się zatrzymał, a w zasadzie zawalił kompletnie. Nie rozumiałem tego, co się stało i chyba do tej pory nie jestem w stanie zrozumieć.

TH: Takie przykre sytuacje życiowe z pewnością zmuszają do wielu refleksji. Jak dziś postrzegasz świat?

BP: Przeżywam drugie życie. Moje podejście do życia zmieniło się diametralnie. Zacząłem doceniać wiele małych rzeczy, częściej się uśmiecham. Mam też podejście, że cieszę się chwilą i staram się aktywnie spędzać czas. Przestałem sobie odmawiać wielu rzeczy i przede wszystkim robię to, co sprawia mi przyjemność z myślą, że raz jesteś, a za kilka dni może cię nie być. Życie jest bardzo ulotne i może być tak, że obudzimy się w jakimś wieku i pomyślimy, że żałujemy, że czegoś nie zrobiliśmy lub nie przeżyliśmy.

TH: A jak wyglądał twój świat przed październikiem 2017 roku?

BP: Moje życie przed chorobą było zwyczajne. Zacząłem studiować na AWF Warszawa i grałem w czwartoligowym Drukarzu Warszawa. Powoli zaczynałem przygodę z futsalem. Grałem w playarenie w barwach rozwijającej się Haliny oraz aktywnie spędzałem czas z przyjaciółmi i znajomymi.

TH: A propos Drukarza, to wiem, że miał on szczególne miejsce w sercu i byłeś z nim bardzo zżyty. Dlaczego więc rok temu opuściłeś zespół?

BP: Drukarza opuściłem tylko z jednego powodu. Postawiłem na futsal. Nie byłem w stanie połączyć grania na boisku trawiastym z Futsal Ekstraklasa. Póki grałem w pierwszej lidze futsalu było to jeszcze wykonalne. Później mimo prób, było już trudno. Zbyt trudno. Dodatkowo zacząłem dużo więcej pracować, bo jestem trenerem dzieci w szkółce Białe Orły Warszawa. Nagle po prostu zabrakło na to wszystko czasu. Dodatkowo chciałem spróbować czegoś nowego. Szukałem sportowych wyzwań, a futsal niewątpliwie mi takie zapewnił. W Drukarzu wygrałem czwartą ligę i przegraliśmy baraż o trzecią.

Razem z Trenerem Sokołowskim mieliśmy chyba 25 spotkań z rzędu bez porażki. Po sezonie odeszło siedmiu zawodników z pierwszego składu... Brakowało motywacji i perspektyw rozwoju. Mimo ogromnej sympatii do klubu musiałem podjąć trudną decyzję. Sercem jestem jednak dalej z chłopakami! Czasem wpadam na mecze. Mam tam kilku przyjaciół, na których mogę liczyć. Z pozostałymi chłopakami z legendarnej ekipy "Drukarz on fire" też mam kontakt.


TH: Co poza tym robisz w czasie wolnym?

BP: Przepraszam, w czasie jakim? Śmieje się oczywiście, bo tego czasu wolnego mam bardzo mało i z reguły jestem mocno zapracowany. Jeśli jednak mam trochę wolnego czasu, to staram się go spędzić z rodziną. Lubię wyjść gdzieś z moją dziewczyną, która jest bardzo wyrozumiała dla moich wszelkich obowiązków. Oprócz tego staram się wychodzić z przyjaciółmi z Haliny! Zdarzają się imprezy lub wspólne atrakcje. Ostatnimi czasy bardzo polubiłem koncerty muzyczne z racji Fest Festiwalu w Chorzowie. Jeśli ktoś zastanawia się, czy jechać za rok, to odpowiadam, że widzimy się za rok ;)

TH: Czego więc słuchasz? W czasie (nie) wolnym, rzecz jasna.

BP: Jakiś czas temu byłem na koncercie Kygo, Alana Walkera, Białasa, White'a 2115, Maty czy Żabsona. Uwielbiam słuchać muzyki. Uważam, że jest ona nieodłącznym elementem każdej szatni! Słucham przeważnie tego, co puści Przemek Kępiński (śmiech) - mamy podobny gust muzyczny.

TH: A czy koledzy z Haliny słuchają Ciebie? Jesteś wszak prezesem klubu.

BP: Zarząd tworzą cztery osoby. Ja, jako kapitan, Igor Zieliński jako wicekapitan oraz wyżej wspomniany Przemek Kępiński i Mateusz Cichawa. Naszym prawdziwym prezesem jest Patryk Gall, w odróżnieniu od Igora, który jest samozwańczym prezesem (śmiech). Dodam tylko, że warunkiem wejścia w skład zarządu jest rozwiązanie zagadki matematycznej. Dalej czekamy na wyniki od Tomka Warszawskiego i Patryka Szeligi (śmiech). Wszystkie decyzje (no prawie wszystkie, pozdro Igor) podejmujemy na wspólnym czacie Zarządu Klubu. Poza tym większość i tak konsultujemy z całym zespołem.



***

Haliną zakończyliśmy i Haliną rozpoczniemy. Następna część wywiadu pojawi się jeszcze w tym tygodniu na platformie socca.pl.

Jeżeli ktoś myśli, że druga część będzie mniej ciekawa, to muszę od razu tę osobę wyprowadzić z błędu. Druga część bowiem będzie naszpikowana pod sam korek kontrowersjami. Na pewno ci, co na co dzień śledzą losy szóstkowego (pełnego) światka, wiedzą o co chodzi. Bartek nie będzie gryzł się w język, a my nie będziemy mu w tym przeszkadzać. Tym samym serdecznie zapraszamy na kolejną część.

Placeholder